Za oknem rozciągał się piękny
krajobraz zimy, jak to w Austrii. Drzewa były przysypane śniegiem, a ten
jeszcze dopruszkiwał. Słońce wstawało zza gór, na których latem urządzane są rajdy
na halfingerach. Jednym słowem: pogoda, która najbardziej mi odpowiada i
miejsce, w którym czuję się wspaniale.
Weszłam do stajni i jak zwykle powitało
mnie rżenie. Pierwszy był Prez oraz Star [Orange Star] – haflinger o wielkim potencjale do ujeżdżania,
jednak dostał się do złych rąk i wszystko znikło. Jednak aktualnie mam go pod
opieką i powoli odzyskuje chęci do siodła. Jak zwykle dwa biedne koniki nie
były karmione latami i muszą pierwsze jeść… No biedactwa, naprawdę.
Szłam właśnie z wiadrami z paszą,
ponieważ wraz z moimi maluchami: Prezkiem, Shi, Luckie, Star’em oraz Silverem wyjeżdżam
dzisiaj Indonezji – do stajni „Jakarta Arabians”, ponieważ to jest właśnie nowy
dom Silvera. Przykre to, a szczególnie dla Zuzy, która bardzo była do siwka
przywiązana. No cóż, taka kolej losu. Ale wiem, że trafi do dobrego domu, w
którym będzie mógł rozwijać swój wieeeelki talent.
Zobaczyłam właśnie Claudię,
zawodniczkę tutejszej stajni w skokach, która próbowała zachęcić swoją klacz aby weszła do
przyczepy.
- A to gdzie panny się dziś
wybierają? – uśmiechnęłam się do dziewczyny.
- A na zawody, takie tam tylko Mistrzostwa
Landu. – odpowiedziała Claudia.
- Tylko?! – zapytałam. – No tak,
tak, to dla was łatwizna. – uśmiechnęłam się ponownie, a dziewczyna
odwzajemniła gest.
Pomogłam dziewczynie zapakować
jej Chackitę (ponieważ tak nazywa się ta klacz), za pomocą jednej techniki
masażu. Wytłumaczyłam Claudi o co chodzi w masażu oraz życzyłam im powodzenia. No
to w drogę czas ruszyć, Indonezja wzywa!
*Po godzinie, gdy maluchy są zapakowane do koniowozu.
- Mat! Maaaaaat! – krzyknęłam łażąc
bez celu po podwórku.
Obstawiamy: na 0,1 procent jest w
stajni i „nie słyszy”, a na 99,99 jeszcze sobie smacznie chrapie. No cóż, Veroniki
lepiej nie denerwować. Dostał z poduszki i tyle, a za minutę stał już grzecznie
pod autem i po chwili ruszyliśmy.
*Podróż minęła baaardzo ciekawie,
na pewno się nie nudziliśmy. Dostałam z zeszytu od chłopaka, ponieważ już
pisałam plan, co będę robić z Prezkiem przez następne pół roku (aktualnie byłam
już przy sierpniu).
*Na miejscu, w Indonezji, w okolicach stajni Jakarta Arabians.
Wykręciłam numer do Zafiry
(właścicielki stajni, a właściwie hodowli), ale właśnie w chwili gdy zaczęłam dzwonić,
przyjechał piękny (widziałam tylko taki na Olimpiadzie) koniowóz na około 10
koni, a z niego wysiadła właścicielka hodowli.
- Cześć, jestem Zafira. –
powiedziała podchodząc do mnie i podając mi rękę.
- Witaj. – uśmiechnęłam się i
podałam jej rękę. – To jest Matt. Mój chłopak. – uśmiechnęłam się i Zafira
zaśmiała się lekko.
- Cześć, Matt. – powiedziała dziewczyna.
– To… Mam nadzieję, że wasze konie nie będą zajmować po 3 boksy – zaśmiała się.
– Dwa mogą – uśmiechnęła się ponownie, a my z Mattem zrobiliśmy to samo.
- To… Idziemy po konie? –
powiedział Matt.
*Po przyjeździe do stajni
Siedziałam właśnie w korytarzu w
stajni, gdy nagle zadzwoniła mi komórka.
- Hej. – odezwał się znajomy głos
w słuchawce, ale trochę przygnębiony.
- Zuza! Cześć! – odpowiedziałam.
- Co tam? Wracasz już do Austrii?
– powiedziała.
- Nie, właśnie siedzę w stajni przed
boksami maluchów. – odpowiedziałam. – Stajnia, po prostu… Jednym słowem mówiąc:
widać, że znają się na rzeczy. Silverowi będzie tu cudownie. – powiedziałam i
uśmiechnęłam się.
- To fajnie.
I tak chwilkę rozmowa się
ciągnęła…
- Wiem, Zuz, że jest ci ciężko.
Ale taka kolej losu. - powiedziałam po
paru minutach. – A jak Raging? Ktoś chętny? – zapytałam.
- Całe mnóstwo, ale na razie
robimy coś w stylu „eliminacji”. – powiedziała Zuza trochę promiennej.
- To dobrze, ten koń zasługuje na
coś wielkiego. Cieszę się, że będzie miał dobry dom. – odpowiedziałam, ale wcale
mnie to nie cieszyło.
- Dobra, ja spadam do koni. Hej.
– szybko powiedziała i rozłączyła się, a ja nawet nie zdążyłam nic
odpowiedzieć.
Westchnęłam głęboko i wstałam. Czas
coś zrobić. Może mały teren? No, fajnie by było, tylko, że nie wiem gdzie
jechać. Może Zafira znajdzie czas na krótką przejażdżkę. W końcu dzisiaj sobota
po południu, powinna mieć już luźniej.
Po niecałych 20 minutach jechałyśmy
krętą dróżką na polanie, a obok nas rozciągały się pola uprawne. „Jak tu
pięknie” pomyślałam sobie.
- To co, galop? – zapytała z uśmiechem
Zafira i ruszyłyśmy ze stępa dzikim galopem.
Z racji takiej, że Zafira podziela
moją pasje metodami naturalnymi pracą z koniem, jechałyśmy na oklep. Ja w
dodatku na cordeo (bez ogłowia ani kantara), jednak moja towarzyszka wybrała ogłowie
sznurkowe, z racji, że jedzie na nowym koniu.
Po kilku minutach dzikiego galopu
przeszłyśmy do stępa i zaczęłyśmy gawędzić o… o… No ogólnie koniach.
- Silver to wspaniały koń. Jednak
że nie dosiadałam go często ani z nim nie pracowałam, ponieważ go pod opiekę miała
moja przyjaciółka, wiem, że to cudny koń. Ma duży potencjał, ale niestety z
powodu zamknięcia stajni nie ma jak się dalej rozwijać. – powiedziałam. –
Dobrze, że trafił akurat do Was. – powiedziałam i ruszyłyśmy do stajni w ciszy.
Rozsiodłałam Prezka i zajęłam się
resztą maluchów. Dziś czeka mnie jazda na cordeo na Star’u. Lucek małe skoki, a
Shi trening. Tak, zachciało mi się konisk, to teraz mam. Ale to uwielbiam i w
żaden sposób nie narzekam.